Perfidia Grossa prof. Iwo Cyprian Pogonowski
Nasz Dziennik, 2008-02-19
Jan Tomasz Gross jako prowokator na służbie żydowskiego ruchu roszczeniowego przeciwko Polsce kieruje się najwyraźniej chęcią zysku. Najlepiej można się o tym przekonać, porównując jego stan majątkowy przed napisaniem "Upiornej dekady", "Sąsiadów" i "Strachu" ze stanem dzisiejszym, gdy fikcyjne brednie Grossa są tłumaczone na obce języki, włącznie z japońskim.
W roli narzędzia żydowskiego ruchu roszczeniowego Gross ma dostęp do fachowej pomocy: w selekcji tematu, redakcji i rozgłosu, przy jednoczesnych wskazówkach, jak ma unikać przeszkód w rozpowszechnianiu kłamstw, zwłaszcza jeżeli chodzi o konkretne dowody fizyczne, kompromitujące jego fałszywe opowiadania. Książki Grossa są zresztą swoiście "wypolerowane" przy pomocy "fachowców", tak żeby można je było łatwo czytać, a nieznający faktów czytelnik miał zaufanie do prawdomówności książki i przeżywał ją kierowany współczuciem dla ofiar opisywanych zbrodni.
Nie wiadomo, kto w żydowskim ruchu roszczeniowym zorientował się, że można użyć jeszcze raz nazistowskiego schematu propagandowego z 1941 roku, oraz dostarczył pomocy Grossowi w czasie pisania "Sąsiadów". Kto powiedział mu o tym, jak Reinhard Heydrich, jeden z szefów nazistowskiego aparatu terroru, dowiedział się w pierwszych dniach wojny, że wojsko niemieckie natrafia na zwały trupów obywateli polskich, ofiar egzekucji NKWD, dokonywanych z chwilą ataku niemieckiego na Związek Sowiecki.
Egzekucje te są powszechnie znane w Polsce, ale mniej znany jest rozkaz Heydricha, wydany w pierwszych dniach ataku na Związek Sowiecki, żeby niemieckie oddziały egzekucyjne zacierały ślady swej obecności na miejscach masowych mordów komunistów i Żydów, tak żeby propaganda Berlina mogła rozgłaszać na świat, że wojska niemieckie uwalniają ludność od terroru sowieckiego, podczas gdy miejscowi ludzie jakoby dokonują zemsty na komunistach i pomagającym im Żydach.
Dla Grossa do tego schematu nadawała się metoda niemiecka, stosowana od pierwszego dnia wojny: dokonywać masowych mordów na ludności cywilnej w podpalonych budynkach, po uprzednim wyeliminowaniu ludzi, którzy mogliby stawiać opór. Ludzie silniejsi wśród ofiar byli oddzielani od tłumu i rozstrzeliwani, przeważnie nie na oczach reszty skazanych na śmierć.
W przypadku Jedwabnego selekcji osób, które mogły stawić opór, dokonano, posługując się rozbiciem pomnika Lenina, odlanego w betonie i stojącego na rynku. Silniejsi Żydzi posłużyli się w tym celu młotami z kuźni, ku przerażeniu kowala, niszcząc jego narzędzia do kucia żelaza. Przy tej okazji redaktorzy fałszywej opowieści użytej przez Grossa zorientowali się, że historia o masowej zbrodni polskiego tłumu, nieuzbrojonego w broń palną, musi być zabezpieczona kłamstwem.
Kłamstwo to jest przykładem perfidii Grossa i jego redaktorów. Mianowicie podanie faktu, że Niemcy kazali kilkunastu silniejszym Żydom zanieść betonową głowę Lenina i inne części do stodoły, zarekwirowanej poprzedniego dnia, narażało wiarogodność opowieści Grossa z powodu zastrzelenia przez Niemców ludzi, którzy przynieśli odłamy betonu, wykopali rów w klepisku stodoły do pochowania w nim tych odłamów i wówczas sami zostali zastrzeleni przez Niemców. Nie mogli tego zrobić oskarżani o tę zbrodnię bezbronni Polacy.
Gross użył łatwego kłamstwa, żeby zmylić ludzi, którzy chcieliby sprawdzić jego fałszywą opowieść. Mianowicie napisał, że fragmenty pomnika Lenina zostały zaniesione na żydowski cmentarz, tak zwany kirkut, żeby zmylić możliwe śledztwo w sprawie zbrodni w stodole Śleszyńskiego, człowieka, któremu Niemcy pod terrorem zabrali jego stodołę. W "Gazecie Wyborczej" pani Bikont poparła kłamstwa Grossa i napisała, że Śleszyński swoją stodołę "udostępnił" w celu spalenia w niej Żydów.
Kirkut nie był przeszukiwany, ponieważ w rzeczywistości, w czasie ekshumacji od razu znaleziono w stodole Śleszyńskiego głowę Lenina i wraz z nią natrafiono na zastrzelonych Żydów, którzy przynieśli i zakopali fragmenty pomnika w stodole. Najwyraźniej Gross i jego poplecznicy mieli nadzieję, że zastrzeleni Żydzi w ogóle nie zostaną odnalezieni, ale gdy zorientowali się, że medycyna sądowa jest w stanie ten stan rzeczy ustalić, natychmiast zażądali przerwania ekshumacji. W ten sposób więc przykładem perfidii Grossa jest stwierdzenie na piśmie, że fragmenty pomnika Lenina i zwłoki zastrzelonych Żydów, którzy je nieśli, nie znalazły się na terenie kirkutu, ale w stodole.
Perfidia żydowskiego ruchu roszczeniowego polega też na tym, że w kłamliwy sposób uzasadniali "religijnie" konieczność przerwania ekshumacji, podczas gdy rabini w Nowym Jorku są znani ze sprzedawania cmentarzy żydowskich w celu przeznaczenia ich na parkingi w centrach handlowych.
prof. Iwo Cyprian Pogonowski
Sarasota, USA
www.pogonowski.com
Czy zmiany w USA są groźne dla Żydów?
Prasa w Izraelu jest mniej cenzurowana niż w USA. Ostatnio w Haaretz, głównej gazecie w Jerozolimie, szef „Stowarzyszenia Prezesów Dużych Organizacji Żydowskich” w USA, Malcom Hoenlein, wyraził zaniepokojenie, że za dużo mówi się o zmianach w USA, które to zmiany mogą być nie korzystne dla Izraela i dla lobby Izraela w Waszyngtonie. Uważa on, że zmiany mogą być tylko na niekorzyść Żydów, którzy obecnie są u szczytu swojej potęgi w ich długiej historii.
Niektórzy mówią, że Żydom udało się wszczepić metalowy pierścień do nozdrza amerykańskiego byka i teraz obawiają się stracić kontrolę nad nim, tak, jak to kiedyś było w Republice Weimarskiej, w latach 1930-tych. Wymuszenie na USA napaści na Irak, jako „wojny z wyboru” a nie z konieczności, a jedynie „dla dobra Izraela” i dopiero w drugim rzędzie dla amerykańskiego kompleksu wojskowo przemysłowego, jest bardzo niepopularne wśród Amerykanów, którzy powoli tę sprawę zaczynają rozumieć, mimo żydowskiej cenzury mediów amerykańskich.
Malcom Hoenlein, szef „Stowarzyszenia Prezesów Dużych Organizacji Żydowskich” powiedział, że poparcie polityczne w USA dla Izraela jest obecnie u szczytu, ale według niego poparcie to słabnie i coraz więcej Amerykanów postrzega Izrael, jako państwo zbrodnicze i militarystyczne („dark and militaristic”). Tak więc, popierający Izrael powinni obawiać się coraz większej tolerancji na krytykę Izraela, w porównaniu ze ścisłą cenzurą, która dziś działa za pomocą narzucania ludziom ostrej dyscypliny poprawności politycznej, korzystnej dla Żydów.
Książka profesorów Walt’a i Mearsheimer’a o „lobby Izraela” jest bestsellerem i podręcznikiem na uniwersytetach, ponieważ jakoby obecnie postępuje „zatrucie elit,” które, według Hoenlein’a może przenikać do mas w USA, zwłaszcza, gdy słyszą przemówienia doktora Rona Paula, kandydata na prezydenta USA, którego on uważa za „otwarcie anty-izraelskiego.” Natomiast w tej samej gazecie Marty Peretz wyraża pobożne życzenia, żeby wydawcy książki o „lobby Izraela” stracili na jej wydaniu dużo pieniędzy i że nikt tej książki nie weźmie poważnie.
Najwyraźniej starty tych wydawców miałby być nauczką dla gojów, żeby uznawali wyższość Żydów nad nie-Żydami. Niemniej Hoenlein nie zgadza się z Peretz’em i uważa, że książka krytykująca „lobby Izraela” jest bestsellerem oraz autorytetem i dlatego „zatruwa elity” takimi hasłami jak „Potrzebujemy silnej debaty o stosunkach USA z Izraelem” oraz końca wojowniczości („war mindset”) na korzyść Izraela.
Hasłami takimi operuje żydowski pisarz Philip Weiss w artykule z 13 lutego 2008, w którym cytuje on slogan mulata, kandydata na prezydenta USA, Baraka Obama: „Konieczny jest koniec wojowniczości, która pozwoliła wciągnąć nas w wojnę.” Slogan ten był powiedziany 12 lutego w Wisconsin, co znaczy, że ostrzeżenie Hoenlein’a w Jerozolimie jest słuszne i że z czasem nastąpi zmiana polityki USA w stosunku do Izraela. Znaki tego jakoby widać na każdym kroku.
Doktor Ron Paul zatrudnił realistycznie myślących Żydów, takich jak Leon Hadar z Cato Institute i rozumie, że demonizacja radykalnego islamu szerzy się w wyniku stałego prześladowania Arabów palestyńskich przez Żydów i że prześladowanie to nie leży w interesie pokoju. Według Ron’a Paul’a wojna Żydów przeciwko Arabom nie powinna prowadzić do wojny USA przeciwko islamowi.
Ostatni raport wywiadu USA stwierdzający, że Iran nie buduje broni nuklearnych, wykazuje opór ze strony wywiadu amerykańskiego, przeciwko lobby Izraela, oraz przeciwko polityce neokonserwatystów-syjonistów. W żydowskim instytucie YIVO, był neokonserwatysta Bill Kristol, syn Irvinga Kristol’a, byłego trockisty, nawróconego na radykalny syjonizm, twórcy ideologii „rewolucyjnego konserwatyzmu” czyli neokonserwatyzmu, który naprawdę jest ruchem rewolucyjnym a nie konserwatywnym. Zastosowanie nazwy tej z przedrostkiem „neo” pozwoliło radykalnym Żydom opanować bogate fundacje konserwatywne i za ich pieniądze przeprowadzić skuteczną walkę o władzę w USA.
Bill Bristol wyglądał w YIVO jak zaszczuty człowiek i powiedział, że Izrael musi szukać poparcia w Ameryce bardziej wśród fundamentalistów protestanckich, niż wśród Żydów, którzy krytykują megalomanię radykalnych syjonistów rządzących w Izraelu, oraz uważają, że obecna polityka izraelska ta jest bardzo niebezpieczna dla samego Izraela i dla Żydów w nim mieszkających.
Fundamentaliści protestanccy wierzą, że zwycięstwo Żydów nad Arabami jest konieczne, żeby umożliwić powrót Chrystusa na ziemię i dlatego popierają Izrael przeciw państwom arabskim i głosują masowo na neokonserwatystów. Taki układ polityczny daje duże dochody kaznodziejom protestantom-syjonistom, od Żydów w zamian za sterowanie rządem neokonserwatystów przez Żydów, zwłaszcza w formowaniu polityki USA na Bliskim Wschodzie.
Samozachowawczy instynkt Żydów w USA jest zaalarmowany takimi książkami jak „Pokój w Palestynie a nie Apartheid,” byłego prezydenta Jimmy Carter’a, którego architektem polityki zagranicznej USA był Zbigniew Brzeziński, dziś wielki krytyk neokolonializmu, niby w imię szerzenia „demokracji” (faktycznie tylko fasadowych) na Bliskim Wschodzie, w Europie wschodniej i w Azji centralnej.
Książka Carter’a, tak jak książka o „lobby Izraela” profesorów Walt’a i Mearsheimera zrobiły przełom w cenzurze mediów w sprawie lobby Izraela i ośmieliły ludzi w USA do mówienia prawdy, tak jak to czyni bardzo ostrożnie Jacob Heilbrunn w książce „Neocon History” czyli „Historii Neokonserwatyzmu.” W książce tej jest dużo prawdy, ale autor twierdzi, że jest bardzo przyjazny dla neokonserwtystów. Mimo tego publicznie udowodnił on, że Żydzi kontrolują politykę neokonserwatystów i że oni a nie przemysł naftowy, są całkowicie odpowiedzialni za wojnę przeciwko Irakowi.
Jakoby powstaje coraz silniejsza „druga elita” wśród Żydów popierających zmiany. Faktycznie Obama był wprowadzony do życia politycznego przez senatora Joseph’a Liebermana i nigdy nie mówi on jasno, ale kryje się za niekonkretnymi symbolami, które są dobrze przyjmowane przez wyborców, a jednocześnie zapewnia on Izrael o swoim poparciu. Stara elita żydowska w USA ma wiele do stracenia na wypadek zmian nastrojów, które ona sama starała się stworzyć, zawsze motywowana walką o faktyczne uznanie wyższości Żydów nad nie-Żydami, w ramach ich specjalnej pozycji społecznej.
Dlaczego mają Żydzi pozwolić na zmiany i nabawić się kłopotów? To pytanie jest siłą motoryczną kandydatury Hilary Clinton, która tylko udaje, że popiera zmiany, ale stoi na gruncie „status quo,” mimo tego, że wyborcy faktycznie chcą zmian. Philip Weiss pyta co dało Izraelowi poparcie Żydów w USA, udzielone przez nich dla wojny USA przeciwko Irakowi? Przyznaje on, że uczuciowe poparcie Żydów w USA dla napadu na Irak, było głównie motywowane aktami arabskich samobójczych terrorystów w Palestynie, których każda rodzina była wynagradzana sumą 25,000 dolarów przez Saddam’a Hussein’a i dlatego Żydzi chcieli go usunąć.
Philip Weiss przewiduje, że w najbliższych miesiącach lub w przeciągu roku, coś takiego stanie się, że postępowi ludzie w społeczeństwie amerykańskim, będą coraz bardziej krytyczni wobec Izraela i zrobią to, czego dotąd zakazywała cenzura mediów w USA. Mianowicie rozpoczną otwartą i uczciwą krytykę poddańczej polityki USA wobec Izraela i całego konceptu osi USA-Izrael, w której przewagę ma liliput nad olbrzymem. Autor spodziewa się takiej debaty w głównych mediach w USA i na terenie kongresu w Waszyngtonie.
Żydzi mają nadzieję nadal być w czołówce, zgodnie ze swoją tradycją judaizmu, jako strategii przetrwania. Strategia ta nie zawsze się udaje, jak to wykazuje tragedia Żydów europejskich po upadku Republiki Weimarskiej. Mimo żądania zmian, kampania wyborcza w USA, najprawdopodobniej nadal będzie przypominać wyścigi dwu koni, które należą do jednego żydowskiego właściciela, takiego jak talmudyczny Żyd, Joseph Lieberman, architekt w senacie wojny przeciwko Irakowi z powodu jego głównej lojalności do Izraela a nie do USA.
Od tysiąca lat Żydzi mieli tradycję używania swej siły zakulisowo i starali się dzięki temu nie ponosić konsekwencji ich polityki wykonywanej przez innych. Obecnie od 50 lat dominacja żydowska w USA jest coraz bardziej widoczna z powodu istnienia Izraela. Od 1967 roku każdy inteligent amerykański rozumie, że w USA można budować karierę na poparciu przez Żydów i że można stracić karierę z powodu krytyki Żydów.
W USA pojawiła się naga siła Żydów w toku napaści na Irak. Naprzód Żydzi zaprzeczali, że ruch i ideologia neokonserwtystów pochodzi od Żydów i że polityka neokonserwatystów jest zdominowana przez Żydów. Obecnie jest powszechnie wiadomo, że Żydzi spowodowali „wojnę z wybory” a nie z konieczności przeciwko Irakowi. Wojna ta jawnie spowodowana przez Żydów okazała się najbardziej katastrofalna w historii USA i zupełnie niepotrzebnie zniszczyła naprzód reputację a następnie niszczy potęgę Stanów Zjednoczonych.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment